wtorek, 18 lutego 2014

2. Szkolne kluby, Amber i bójka... czyli kolejny dzień w Amorisie!




    3 września
   Dzisiejszy dzień był równie zakręcony jak wczorajszy, jeśli nie bardziej. Zaczęło się od tego, że zaspałam i jeszcze spóźnił mi się autobus. Wchodząc do szkoły, zderzyłam się z Natanielem. Pięknie po prostu! Przeprosiłam go i już miałam iść na lekcję, gdy mnie zatrzymał.
-Dlaczego jesteś tak wcześnie? Masz dzisiaj lekcje od drugiej godziny –powiedział, uśmiechając się promiennie.
   Spojrzałam na plan.
-Faktycznie! –pacnęłam się w czoło –Spojrzałam na inny dzień…
-Nic się nie stało, możesz poczekać na dziedzińcu albo, jeśli chcesz… możesz iść ze mną.
-Jasne.
   Ruszyliśmy do pokoju gospodarzy. Była to dość duża sala z wielkim stołem pośrodku. Usiadłam obok  Nataniela.
-Skoro już rozmawiamy, muszę ci coś powiedzieć –oświadczył –W naszej szkole jest taki zwyczaj, że każdy zapisuje się do jakiegoś klubu. Jest to wymagane i uwzględnione na świadectwie.
-Och… ale ja nie znam tutejszych klubów…
-Jest ich dość sporo, ale prawie wszystkie mają już komplet członków. Z tego, co mi wiadomo zostały tylko dwa: klub koszykówki i ogrodników. Możesz jakiś wybrać.
-Hm… chyba wolę grać w kosza niż grzebać w ziemi. Powiedz, od kiedy pełnisz rolę głównego gospodarza? Bo jesteś w tym bardzo dobry.
-Ooch… -zamyślił się, a ja mogłabym przysiąc, że dostrzegłam choć cień rumieńca na jego twarzy –Teraz, jak o tym myślę… Chyba od przedszkola.
-W-wow! No to serio masz spore doświadczenie.
-Tak, lubię to. Praca w samorządzie uczniowskim mnie relaksuje. Mimo nawału obowiązków, oczywiście.
   Nagle drzwi się otworzyły i do środka weszła jakaś dziewczyna. Miała niebieskie oczy i długie jasnobrązowe włosy.
-Nataniel, mamy problem! –oświadczyła –O, cześć… Ty pewnie jesteś Neolka –i podała mi dłoń.
-Tak, to ja –powiedziałam, ściskając ją.
-Melania. Miło mi cię poznać.
-Wzajemnie.
-O czym chciałaś mi powiedzieć? –spytał Nataniel.
-A, tak! Kastiel nie chce podpisać swoich usprawiedliwień.
-Znowu? –westchnął blondyn.
    I wtedy zrobiłam coś szalonego. Widziałam, jak tych dwoje rozmawia, tak jakby mnie nie było. Poczułam się zazdrosna o Melanię. Dobrze dogadywała się z Natem. Potraktowałam ją jako konkurencję i wyskoczyłam z nieprzemyślanym pomysłem.
-Może ja go o to poproszę? –zaproponowałam, nie myśląc o tym, na co się piszę.
    Melania i Nataniel spojrzeli na mnie z zaciekawieniem. Zdali sobie sprawę, że idę na pewną zgubę. Ale jakaś cząstka mnie chciała udowodnić blondynowi, że jestem lepsza od Melanii.
-Nie jestem pewien, czy jesteś świadoma tego, co właśnie chcesz zrobić… -powiedział Nataniel.
-Daj spokój, poradzę sobie –odparłam –Gdzie są te usprawiedliwienia?
-Proszę –powiedziała Melania i wręczyła mi je.
    Wzięłam je z godnością i zaczęłam wymyślać niezły przekręt, żeby Kastiel to podpisał.

~*~

   Moją pierwszą lekcją był język polski. Pracowaliśmy w grupach, ale że mieliśmy osobne ławki, dobrałam się z dziewczynami siedzącymi najbliżej. Było nas trzy. Jedna nosiła rudy warkocz i nazywała się Iris, a druga miała długie białe włosy, a jej imię to Rozalia. Były bardzo miłe i dobrze mi się z nimi współpracowało.
  Po skończonych zajęciach Roza powiedziała, że musi już iść. Za to Iris została.
-Powiedz, jak było w twojej poprzedniej szkole? –spytała.
-No więc… nie była taka duża jak ta… i nie było tylu klubów. A właśnie, do jakiego klubu należysz?
-Do klubu muzyki.
-Och, to brzmi o wiele fajniej niż koszykówka i ogród…
-Szkoda, że nie mogłybyśmy być w tym samym klubie.
-Niestety. No dobrze, muszę już iść.

   Powędrowałam na salę gimnastyczną i zapisałam się do kółka koszykarskiego. Mus to mus. Wyszłam na dziedziniec z nadzieją, że spotkam tam Kastiela i przekonam go do podpisania usprawiedliwienia, ale go tam nie było. Zamiast niego stały tam trzy dziewczyny. Jedna z nich miała jasnobrązowe włosy związane w wysoki kucyk, druga długie czarne włosy, a trzecia była blondynką o jadowitym spojrzeniu, które we mnie wbijała. Nie czułam się zbyt dobrze w takiej atmosferze…
-Ty!! –wykrzyknęła blondynka –Masz coś do Nataniela?!
-J-ja?...
-Tak, ty!! –wrzasnęła –Odpowiadaj!!
-Ja nic do niego nie mam! Co cię to tak interesuje?
-Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy! Słuchaj mnie, masz się trzymać z dala od Nataniela, bo jak nie to…
-To co?
-To pożałujesz!!! –warknęła i poszła ze swoimi koleżankami.
   Stałam pośrodku dziedzińca i nie mogłam się ruszyć. Co za tupet! Co ją obchodzi, czy rozmawiam z Natanielem, czy nie?! Nagle usłyszałam chrząknięcie i się odwróciłam. Za mną był Kastiel.
-Cześć –powiedziałam.
-Cześć –odpowiedział –Widzę, że poznałaś już Amber, Li i Charlotte…
-To te trzy zołzy z tą blondynką na czele?
   Zaśmiał się.
-Ta blondynka to Amber, siostra Nataniela.
   Otworzyłam szeroko oczy.
-Ach, więc to dlatego… Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że są spokrewnieni.
-On też nie zawsze był taki święty… Lepiej już chodźmy, zaraz mamy chemię w sali B.
-Dobrze. Em, skoro już rozmawiamy… -powiedziałam, wyjmując usprawiedliwienie –Chyba zapomniałeś czegoś podpisać.
    Kastiel wybuchł śmiechem.
-Daj spokój, Nataniel cię tu przysłał, prawda?
-Tak właściwie to sama chciałam to zrobić.
-No to muszę cię zawieść. Nie podpiszę tego.
-Dlaczego? Co ci zależy, parę machnięć długopisem i po sprawie!
-Powiedzmy, że to sprawa osobista. Za chwilę dzwonek, chyba nie chcesz się spóźnić?
-Nie zmieniaj tematu!
-Ja już tamten temat skończyłem. Jeśli chcesz dalej ze mną rozmawiać, nie wspominaj przy mnie o tym.
-Ale ja… ty! Musisz to podpisać!
-Aż tak ci zależy na mojej frekwencji? Czy chcesz przypodobać się temu lalusiowi, Natanielowi?
-Nie mów tak o nim!
-Podoba ci się, przyznaj.
-Nie o tym teraz będziemy rozmawiać!
-Och, a mi się wydaje, że właśnie o tym. Nie chcesz mi odpowiadać, bo się wstydzisz tego, że zabujałaś się w tym dupku.
-Przestań! Mówisz tak o nim, a sam nie chcesz podpisać głupiego kawałka papieru!
-Skoro jest głupi, to po co mam go podpisywać?
-Bo muszę udowodnić, że jestem od niej lepsza!! –wrzasnęłam i natychmiast zatkałam sobie usta dłońmi. Czy ja właśnie powiedziałam…?
   Kastiel stanął jak wryty. Patrzył na mnie jak na winowajcę, po czym się uśmiechnął.
-Aha, więc to dlatego –mruknął –Słuchaj, powiem ci coś. Jeżeli kiedyś się szczerze zakochasz, to nie będziesz musiała nikomu nic udowadniać. Nie będziesz zazdrosna.
-Bez zazdrości nie ma miłości, tak powtarzała moja ciocia. Ona twierdzi, że gdy jesteśmy o kogoś zazdrośni, to w ten sposób pokazujemy mu, że nam na nim zależy.
-Tak, mówi to kobieta o różowych włosach, która jeździ różowym autem z wielką szczoteczką do zębów na dachu i wciąż śpiewa piosenki o miłości.
-A-ale… skąd ty?...
-Skąd ją znam? Przecież jest dentystką. Nie raz byłem w jej gabinecie za czasów dzieciństwa.
-No nie wierzę.
-To uwierz.
Dryyyń!!!
-Chodźmy już –rzucił Kastiel i poszliśmy do klasy.  
~*~
   Szłam smętnie korytarzem i gapiłam się w niepodpisane usprawiedliwienie. Muszę dokonać niemożliwego. Nie mogę zawieść Nataniela. Nagle się z kimś zderzyłam. Ujrzałam przed sobą Amber. Świetnie! Tyle ludzi jest w tej szkole, a ja wlazłam w nią jak jakiś przymuł.
-Och… -wydukałam –Przepraszam, ja nie…
-Uważaj, jak leziesz! –wrzasnęła.
-Nie chciałam, zapatrzyłam się w…
-Nie obchodzi mnie, w co się zapatrzyłaś! –jakkolwiek to brzmi –Dosyć tego! Dawaj 15 $!
-C-co?! –oburzyłam się –Z jakiej racji?!
-Nie gadaj, tylko daj mi moje pieniądze!
-Nie są twoje, tylko moje! Absolutnie nie ma mowy!
   Ale do niej można było mówić. Popchnęła mnie, więc upadłam na podłogę. Wydarła mi mój plecak i zaczęła w nim grzebać. Chciałam jej przeszkodzić, ale jak tylko próbowałam wstać, kopała mnie.
-Haha, znalazłam!! –zawołała triumfalnie –Masz –rzuciła we mnie plecakiem –I więcej nie właź mi w drogę!
   Zostawiła mnie obolałą na środku korytarza, na którym nikogo nie było, ponieważ zadzwonił już dzwonek. Świetnie! Tak mnie skopała, że nie mogłam wstać! No i jak ja niby mam iść ta lekcję?
-Mój tyłek…. –syknęłam z bólu, rozmasowując sobie pośladki.
   Nagle usłyszałam śmiech.
-Ach, to twoje słownictwo… -rozległ się po korytarzu głos Kastiela, który podszedł do mnie i wziął na ręce –Chodź, pójdziemy do pielęgniarki.
-Kastiel… -wyszeptałam kruchym głosem –Dlaczego pojawiasz się zawsze wtedy, gdy cię potrzebuję?
    Zarumienił się. Nie wiedziałam, że kamienie też miewają rumieńce…
-Cóż… nazwijmy to instynktem –zaśmiał się.
    Zaniósł mnie do pielęgniarki. Został tam ze mną. Nalegałam, by poszedł na lekcję, ale on upierał się, że nie zostawi mnie tu samej. To było tak słodkie z jego strony, że aż do niego niepodobne. A może to nie Kastiel, tylko jego tajemniczy brat bliźniak?
    Okazało się, że ta jędza wybiła mi palca u stopy… Świetnie. Bolało strasznie, ale w końcu został nastawiony i mogłam już samodzielnie chodzić. Jednak Kastiel stwierdził, że i tak mnie zaniesie… Akurat rozległ się dzwonek na przerwę. Posadził mnie na ławce na dziedzińcu i usiadł obok.
-Kastiel…
-Hę?
-Dziękuję.
   Uśmiechnął się.
-Co ty byś beze mnie zrobiła? –zaśmiał się.
-Na pewno nie podpisałabym usprawiedliwienia … -powiedziałam.
-Och, no już dobrze… -westchnął –Ale robię to dla ciebie, a nie dla tego… lalusia.
-Przede wszystkim zrób to dla siebie, byś nie miał kłopotów z frekwencją –uśmiechnęłam się do niego.
   On na to przewrócił figlarnie oczami.
~*~
   Pod koniec dnia udałam się do pokoju gospodarzy. Byłam z siebie dumna, w końcu udało mi się zdobyć podpis Kastiela na usprawiedliwieniu. Nataniel będzie wniebowzięty! Właśnie po drodze go spotkałam. Wyglądał na zaniepokojonego.
-Hej, Neolka. Ja… słyszałem, co zrobiła moja siostra… Bardzo cię za nią przepraszam. W domu zwykle taka nie jest. Nie wiem, co jej strzeliło do głowy… Za karę zostaje dziś po lekcjach. Wszystko w porządku? Podobno nieźle cię pobiła…
-Nie martw się, wszystko okej. I zobacz co tu mam! –wykrzyknęłam triumfalnie, wymachując świstkiem papieru.
-O, rany! Udało ci się! Jestem pod wrażeniem.
-Polecam się na przyszłość –uśmiechnęłam się słodko.
-Mogę cię odprowadzić?
-Jasne. Tylko lepiej rozejdźmy się na skrzyżowaniu, żeby nie napatoczyć się na moją ciocię –wybuchliśmy śmiechem.
-Okej, poczekasz na mnie na dziedzińcu? Muszę jeszcze wziąć plecak, zostawiłem go w sali B… Zaraz do ciebie dołączę.
-Okej –zgodziłam się i wyszłam na dziedziniec.
   Czekałam tam chyba z dziesięć minut. Coś to było za długo, jak na zabranie plecaka z klasy… Nagle usłyszałam jakiś hałas. Postanowiłam sprawdzić, co się tam dzieje. Poszłam na korytarz i zobaczyłam, jak rozwścieczony Kastiel ciska Natanielem o szafki…
-Bez przerwy  się wtrącasz! –wrzasnął czerwonowłosy –Po ci to było?!
-Ej, przestańcie!! –krzyknęłam, stając pomiędzy chłopakami –Kastiel, zostaw go!
-Ale on…
-Cicho! To niezgodne z regulaminem, chcesz mieć kłopoty? Odpuść sobie, proszę.
   I odeszłam z Natanielem, zostawiając go pośrodku korytarza.

-O co wam poszło? –spytałam blondyna podczas drogi powrotnej.
-Nie chcę o tym rozmawiać… Powiedzmy, że nigdy za sobą nie przepadaliśmy.
-Rozumiem, nie musisz mówić. Nic ci nie zrobił?
-Nie, wszystko gra.
-To dobrze.

   Szliśmy tak w promieniach słońca. Było strasznie przyjemnie. Nagle chłopak chwycił mnie za rękę. Oblałam się rumieńcem, ale nic nie powiedziałam. Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu. W końcu musieliśmy się pożegnać na skrzyżowaniu. Doszłam kawałek sama i otworzyłam drzwi. Co za dzień! Muszę przyznać, że nigdy nie miałam tak zwariowanego życia. Ale przynajmniej nie jest nudno!