sobota, 11 stycznia 2014

1. Nowe miasto, nowe życie


   2 września
   Cześć, nazywam się Neolka. Dziś mój pierwszy dzień w nowym mieście, nowej szkole i nowym otoczeniu. Nikogo, kompletnie nikogo tu nie znam, więc to normalne, że zjada mnie stres. Ale moim rodzicom się tego nie przetłumaczy.
-Mamo, ale ja nie mogę iść dziś do szkoły! –powtarzałam wielokrotnie dzisiejszego ranka –Brzuch mnie boli, kręci mi się w głowie i chyba zaraz zwymiotuję…
-I co jeszcze? –zawołała mama –Daj spokój, tak ci się tylko zdaje, bo jesteś zmęczona przeprowadzką.
   Więc spróbowałam z tatą. Akurat siedział w salonie i czytał książkę. Podeszłam do niego z miną iście godną tytułu córeczki tatusia.
-Tato… -zaczęłam –Źle się czuję. Czy mogę dziś nie iść do szkoły? Słabo mi i mam zawroty głowy…
-Neolio –zwrócił się do mnie (moim pełnym imieniem! -,-), odrywając się na chwilę od lektury –Nie ma najmniejszej potrzeby, abyś zostawała dziś w domu. Nie jesteś chora, tylko martwisz się dzisiejszym dniem. Ale to minie, uwierz.
-Łatwo ci mówić –mruknęłam i wyszłam z pokoju.

   Tak więc oto stoję teraz przed lustrem i wpinam we włosy spinkę z gwiazdką –mój ulubiony dodatek. Przekopałam pół szafy w poszukiwaniu odpowiedniego stroju. Nie chcę dać plamy już pierwszego dnia, więc musiałam się porządnie zastanowić nad jego wyborem. Nie było to łatwe, ale udało się. Byłam zadowolona z końcowego efektu:







      Mama woła z dołu. Już najwyższy czas, by się przełamać i w końcu pójść do tej szkoły… Chwyciłam plecak i wyszłam. Oczywiście, żeby już totalnie mnie pogrążyć rodzice odwieźli mnie we dwójkę… samochodem cioci Agaty. Był on cały różowy i miał na dachu wielką szczoteczkę do mycia zębów. Teraz będę „tą dziewczyną z różowego samochodu”, zobaczycie.
   Gdy tylko znalazłam się w szkole, nie wiedziałam, gdzie mam iść. Liceum było ogromne! Rozejrzałam się dookoła. Miałam wrażenie, że wszystkie oczy są zwrócone na mnie. Nie cierpię być w centrum uwagi… Nawet nie wiedziałam, jaki mam plan lekcji, więc podeszłam do pierwszego lepszego ucznia. Był wysokim blondynem o piwnych oczach, ubranym w koszulę, beżowe spodnie i błękitny krawat.
-Przepraszam, jestem tu nowa i…
-Jesteś nowa? –przerwał mi –Ach, ty to pewnie Neolka!
-Yyy.. t-tak –wybełkotałam. Spojrzał w moje oczy i dopiero teraz zauważyłam, jaki jest przystojny… Poczułam jak się rumienię.
-Nazywam się Nataniel –powiedział chłopak –Jestem głównym gospodarzem szkoły. Gdybyś miała jakieś pytania, zgłoś się do mnie.
-Tak więc… mam jedno… Mogłabym dostać swój plan lekcji?
-Oczywiście… -odparł i zaczął grzebać w swoich papierach –Gdzieś miałem twoją klasę… o, jest! Proszę.
-Dziękuję.
-Ja muszę już lecieć, obowiązki wzywają –rzucił i odszedł.
   Po kilku krokach jednak zawrócił.
-Neolka?
-Tak?
-Może miałabyś ochotę… eee… może mógłbym cię oprowadzić… po liceum… na przykład dziś po lekcjach?
-Och, oczywiście… -zmieszałam się.
-No to widzimy się później –uśmiechnął się do mnie i zniknął w szkole.
   Serce zabiło mi szybciej. Czy właśnie zgodziłam się pójść na moją pierwszą randkę?!...
   Jaka tam znowu randka… On tylko wypełnia swoje obowiązki jako główny gospodarz i chce ci pokazać liceum…
   Och, ale przyjemnie było chociaż na chwilę tak pomyśleć…

   Dobra, teraz skupmy się na lekcjach. Jakie mam pierwsze zajęcia? O, nie… chyba zgubiłam swój plan lekcji!!!
   Jak mogłaś go zgubić? Przecież przed chwilą miałaś go w rękach!!
   No wiem! Idiotka ze mnie! No nic, muszę znaleźć Nataniela… Tylko w którą stronę on poszedł?!...
   Przeszłam przez pierwsze lepsze drzwi i znalazłam się na zewnątrz. To chyba dziedziniec… Był całkiem pusty. Nikogo tu nie było… oprócz jednej osoby. Podeszłam bliżej. Był to wysoki chłopak. Miał dłuższe czerwone włosy, szare oczy, czerwony T-shirt z logo zespołu „Winged Skull”, czarną skórzaną kurtkę i czarne jeansy. Stał z założonymi rękami i patrzył się na mnie jak na jakiegoś intruza.
-Ee… Cześć?... –przywitałam się niepewnie.
-Cześć. –odparł.
-N-nie widziałeś gdzieś może Nataniela?
-Nie. Ogólnie niezbyt często się widzimy. Czemu go szukasz?
-Zgubiłam swój plan lekcji i chciałam poprosić go o nowy…
-Trzymaj. Przypadkiem złożyło się, że jesteśmy w tej samej klasie.
-Och, dziękuję… Ale zaraz… oddałeś mi swój?
-Tak, właśnie to zrobiłem.
-Nie będziesz go potrzebował?
-Nie. W razie czego powiesz mi, jakie mamy dziś lekcje.
-Jak mam ci to powiedzieć?
-Możesz na przykład zadzwonić…
-Ale nie mam twojego numeru…
   Chłopak westchnął. Wziął ode mnie plan lekcji, napisał na nim coś, po czym mi go oddał.
-Już masz.
-Dź-dzięki… Tak w ogóle to jestem Neolka.
-Kasitel.
-Miło. Słuchasz muzyki grunge?
-Tak, skąd wiedziałaś?
-Na twojej koszulce jest logo „Winged Skull”… Pomyślałam…
-Dobrze pomyślałaś –uśmiechnął się –Może nie jesteś taka zdezorientowana, na jaką wyglądasz.
-Że co?!
   Parsknął śmiechem.
-A może jednak tak… -odparł.
-Uważaj, nie ocenia się książki po okładce.
-Mam nadzieję, że jeszcze mnie czymś zaskoczysz –mrugnął do mnie.
-Eee… co to miało być?
-Daję ci dyskretne znaki godowe.
-Haha, bardzo śmieszne…
-Mówię serio.
-Widzę, że jesteś bardzo dobry z biologii.
-No pewnie.
Dryyyyńń!!!
-Chodźmy na lekcje –powiedział Kastiel –Mamy teraz matematykę z panią Doe. Uwierz mi, nie chcesz podpaść tej babce.
   I poszliśmy.

   Po zajęciach przekonałam się, że pani Doe nie należy do wyrozumiałych osób. Ja i Kastiel weszliśmy do klasy dosłownie minutę po dzwonku, a już dostaliśmy ochrzan. I znów wszyscy się na mnie gapili… Jeszcze jakby tego było mało, przez to, że przyszliśmy do sali razem, zostaliśmy okrzyknięci nową klasową parą. Sądząc po jego minie, jemu też się to nie spodobało… Następnie miał być wos. Udałam się w kierunku sali A, gdzie miał się on odbyć, gdy to się stało. Niski, chudy, brązowowłosy chłopak noszący okulary wielkie na pół twarzy. Zauważył mnie.
-Neolka!! –wydarł się na cały korytarz i podbiegł do mnie.
-Och, cześć, Ken… -wymamrotałam –Aale… co ty tu… w sensie… też się przeprowadziłeś?
-Tak!! Znów będziemy razem w szkole! Ale fajnie!
-Wiesz, to całkiem miłe, że zrobiłeś to dla mnie, ale…
-Naprawdę tak myślisz? –wypalił, a ja pożałowałam, że to powiedziałam –Och, Neolka! Chciałabyś pójść ze mną po szkole na ciastka?
-Em… przykro mi, ale mam już zajęte popołudnie… Może innym razem.
-Och, skoro tak… No trudno. To ja idę. Muszę jeszcze załatwić w sekretariacie, żeby przenieśli mnie do tej samej klasy, co ty. Ale będzie fajnie!! –zawołał i pobiegł w swoją stronę.
-Co to za natręt? –usłyszałam za swoimi plecami. Odwróciłam się. Kastiel.
-To Kentin, chodziliśmy kiedyś do szkoły. Zanim się przeprowadziłam.
-Pff, masz przekichane.
-Teraz mi to mówisz? Wszyscy mówią, że ja i ty chodzimy!
-Co, to źle?
-Tak …NIE!! Nie wiem…
   Kastiel wybuchnął śmiechem.
-Oj, niezdecydowane dziewczę, nie mogłabyś być moją parą.
   Pokazałam mu język. On zrobił to samo. Spojrzałam na niego z wyrzutem.
-Skoro chcesz się bawić, jak dzieci z przedszkola, to mi się nie dziw –wzruszył ramionami.
-Te, nie bądź taki do przodu, bo cię z tyłu zabraknie.
-Nie musisz martwić się o mój tył. Ma się dobrze.
-Haha, bardzo śmieszne…
-Już to dziś mówiłaś.
-Serio? Będziesz czepiał się o takie rzeczy?
-Witaj w Amorisie.
   Chciałam mu coś odpowiedzieć, ale miał, kurde, rację.

~*~
   Reszta dnia minęła mi w miarę normalnie. Jakoś dobrnęłam do ostatniej lekcji, którą była geografia. Wyszłam z klasy i zobaczyłam uśmiechającego się Nataniela.
-Gotowa? –spytał.
-Na co?... –zdziwiłam się.
-Em… miałem ci pokazać liceum… -zmieszał się.
-Och, tak!! –pacnęłam się w czoło –Wybacz, zupełnie zapomniałam… Ale ze mnie ślamazara.
-Każdemu mogło się zdarzyć. Chodź –powiedział. Ruszyłam za nim.

   Oprowadził mnie po całej szkole, co zajęło nam mnóstwo czasu. Była ogromna! Po tej całej „wyprawie”, Nataniel oświadczył:
-A teraz moje ulubione miejsce –i pchnął szerokie niebieskie drzwi.
   Chwilę później znaleźliśmy się w bibliotece. Było tu chyba z milion półek, które aż uginały się od książek. Oczy mi się powiększyły i zabłysnęły. Rzuciłam się jak szalona na dział fantasy. Nataniel parsknął śmiechem i sam przeszedł do kryminałów. Po jakichś trzydziestu minutach już się nie widzieliśmy. Tylko od czasu do czasu słyszałam szelest papieru i kroki. Siedziałam na podłodze i przeglądałam kolejne książki, napawając się ich zapachem. Było tu tak przyjemnie, tak cicho i spokojnie, że zapragnęłam już nigdy stąd nie wychodzić. Bibliotekarka dawno wróciła do domu, więc byliśmy tu tylko my… i wszystkie te książki. W mojej poprzedniej szkole nie miałam takiej wielkiej biblioteki. Była prawie tak duża, jak ta miejska.
    W końcu Nataniel przerwał ciszę panującą tu przez ten cały czas.
-O, rany, która to już godzina! –usłyszałam jego głos.
     Wstałam i postanowiłam go poszukać. Było mi bardzo trudno znaleźć go w tym gąszczu półek. Nagle wyłonił się dosłownie znikąd, a ja tak się przestraszyłam, że krzyknęłam.
-Spokojnie, to tylko ja!
-Przepraszam, przestraszyłeś mnie…
-Rozumiem –uśmiechnął się do mnie, a ja zatraciłam się w jego miodowym spojrzeniu.
    Boże, jaki on był niesamowicie przystojny! Wszystko w nim było cudowne, od blond czupryny po czubki beżowych butów. A najbardziej hipnotyzujące były jego piwne oczy… Takie ciepłe, jasne i bezdenne. Za każdym razem, gdy na mnie patrzył, w nich tonęłam. Zapominałam o reszcie świata, zanurzając się w tej złotej topieli. Wystarczy, że na mnie spojrzał, a już serce mi miękło i robiło mi się cieplej. Teraz przenikał mnie spojrzeniem tak intensywnie, że zrobiło mi się gorąco i zarumieniłam się po uszy. Poczułam, że jakby bardzo się postarał, mógłby mnie spalić samym wzrokiem. A ja, nie wiedzieć czemu, tego pragnęłam. Chciałam, by patrzył na mnie długo, długo, aż do końca świata i jeszcze dłużej. Rozpływałam się, topiłam, miękłam. I było mi tak niesamowicie dobrze… aż w końcu blondyn wyrwał mnie z zamyślenia.
-Powinniśmy już wracać –oznajmił –Jest już szósta.
-Już?! –wykrzyknęłam –Rodzice mnie zabiją!
-Mogę cię odprowadzić, jeśli chcesz… -rzucił nieśmiało.
-Jasne, czemu nie –odparłam i ponownie spłonęłam rumieńcem.

    Wyszliśmy ze szkoły. Faktycznie, zaczęło się już ściemniać. Dotarliśmy pod mój dom.
-Fajnie dziś było –powiedział Nataniel –Musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć.
-Koniecznie –dodałam i już miałam wejść do domu, gdy drzwi się otworzyły, a w nich stanęła ciocia Agata.
    Nie była ona zwykłą ciocią, jakich są miliony na świecie. Miała długie różowe włosy, podobnie jak moja mama i wielkie różowe oczy. Jest dosyć dziwna. Bardzo interesuje się moim życiem prywatnym, a szczególnie uczuciowym, co doprowadza mnie do szału.
-Dź-dzień dobry… -wydukał Nataniel, zapewne zszokowany jej wyglądem –Przepraszam, że wracamy tak późno, ale…
-Och, nie ma sprawy! –oświadczyła i zawołała do mieszkania: Ej, słuchajcie! Nasza Nelcia przyprowadziła ze sobą chłopca!!!
-Ciociu Agato… -zmieszałam się.
-Ile razy mam ci powtarzać, żebyś mówiła do mnie Titi! –obruszyła się –Ty też oczywiście możesz –zwróciła się do Nataniela.
-Tak, pszepani… Titi –powiedział –Ja chyba już pójdę…
-Ależ nie ma takiej opcji! –oznajmiła ciocia –Akurat przyszedłeś na kolację, chyba z nami zjesz?
-Ciociu, nie ma takiej potrzeby, on wolałby wrócić do domu… -wtrąciłam, a blondyn pokiwał głową.
-Rodzice będą się martwić –dodał.
-To zadzwonimy i powiemy, żeby się nie martwili –uśmiechnęła się Titi.
-Ciociu, pozwól mu iść do domu –powiedziałam.
-W końcu przyprowadzasz chłopaka do domu, a ja mam tak od razu się z  nim pożegnać? –oburzyła się.
-To nie jest mój chłopak, tylko kolega ze szkoły! –sprostowałam, czerwieniąc się.
-Mhm, ta jasne –mruknęła ciotka i otaksowała nas wzrokiem –To tylko kwestia czasu.
-Ciociu! –wykrzyknęłam. Nataniel z trudem powstrzymywał śmiech.
-No dobrze, skoro już tak bardzo chcesz, niech sobie idzie –westchnęła –Pójdę do domu i dam wam chwilkę –i mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
-Przepraszam cię za nią –powiedziałam, jak tylko zniknęła w drzwiach.
-Nie ma sprawy –zaśmiał się –To widzimy się jutro w szkole. Pozdrów ciocię!
-Jasne! –uśmiechnęłam się i weszłam do środka.
   Pod drzwiami zastałam ciocię, leżącą na podłodze.
-Podsłuchiwałaś nas!! –oskarżyłam ją.
-No oczywiście, a co ty sobie myślałaś! –oznajmiła, wstając –Jak ma na imię? Całował cię?
-Ciociu!! To KOLEGA!! I nazywa się Nataniel.
-Uu, ładnie. Nie mogę się doczekać, aż tu znowu przyjdzie.
-Jak jeszcze raz zrobisz mi taką scenę, to zostanę starą panną!
-Och, nie przesadzaj. Masz –powiedziała, wyjmując z kieszeni tani plastikowy pierścionek –Przynosi szczęście, szczególnie w miłości. W pięknej, wspaniałej miłoooościii!!! –zaśpiewała.
    Założyłam to badziewie na palec i udałam, że mi się podoba, po czym poszłam na górę do swojego pokoju.
 

  Dzisiejszy dzień był obfity w niespodzianki. Poznałam wielu nowych ludzi, w tym głównego gospodarza szkoły, pięknego jak anioł i mistrza obojętności o czerwonych włosach; po raz pierwszy flirtowałam i doświadczyłam flirtu, tego spokojnego i delikatnego oraz tego oczywistego i śmiałego; najpierw zostałam dziewczyną Kastiela, a później Nataniela, którego przestraszyła moja wspaniała ciocia; byłam na pierwszej w życiu „randce” i się zakochałam…. Niezły początek nowego życia. Już się boję, co będzie dalej.